piątek, 17 września 2010

Szlaki turystyczne - Bieszczady 2010

Ja na szlaku :-)
Byliśmy w Bieszczadach.... Tak, byliśmy. Ale po kolei. Gdy wymyśliliśmy wyjazd w Bieszczady natychmiast posypały się dobre rady i ostrzeżenie: a to o kradzieżach w pociągu, a to że niema tam gdzie chodzić po górach, a to że niedźwiedzie, a że wilki, a że drwale,... wichry i mgły i fale jak domy.... o pardon, fale to nie w tej historii :-) W każdym bądź razie wyszykowaliśmy się sprzętowo, nabyliśmy przewodniki i poczytaliśmy co piszą ludzie w sieci. Do serca wzięliśmy sobie informacje o problemach z prądem  w schroniskach i o dzikiej zwierzynie na szlakach. Zaplanowaliśmy wyjazd według schematu:
  • Najpierw pięć dni planowaliśmy chodzić po górach: od Ustrzyk Górnych, Szerokim Wierchem przez Tarnicę, Halicz i Rozsypaniec do Wołosatego, potem na na Połoninę Wetlińską i Caryńską, następnie na Otryt i przejście nad zalew Solina.
  • 2 dni na wałkonienie się nad Soliną, z planem uprawiania żeglarstwa na jakimś pływadle pożyczonym od przygodnie zapoznanej kobiety :-)
Pokaż Podróże Grześka Bakulińskiego na większej mapie Zobacz zdjęcia

Rzeczywistość jednak szybko ściągnęła nas na ziemię. Niestety pogoda pokrzyżowała nam szyki. W skrócie nasz wyjazd wyglądał tak:
Wiata na szlaku na Tarnicę
1 dzień: dojazd do Ustrzyk Górnych to już była przygoda. Najpierw do Krakowa pociągiem z Wrocławia potem do Ustrzyk Górnych autobusem Sanbus. Na miejscu byliśmy o 23. Ciemno, zimno i do domu daleko. Znaleźliśmy drogi i obskurny nocleg w Hotelu Górskim i szybko przespaliśmy noc...




Halicz
2 dzień: wstajemy rano... się chmurzy i za chwilę leje, nic to. Pakujemy plecaki i do baru - na miejscowe specjały - jemy pstrąga i frytki, oglądamy mapę, słuchamy ludzi. Dowiadujemy się, że tutejsza specjalność to placek po bieszczadzku. Jesteśmy najedzeni, więc obiecujemy sobie posmakować tego specjału w przyszłości :-). Około 13 jest autobus do Wołosatego, jedziemy i liczymy że przestanie padać. Przestało padać :-) i znajdujemy nocleg. Z Wołosatego idziemy w góry o 15. Wiemy, że czasu do zachodu słońca jest mało (jakieś 4,5 godziny), ale jesteśmy zdeterminowani. Wchodzimy na Tarnicę w kompletnej mgle, na szlaku spotykamy tylko schodzących z chrystusowymi minami. Liczymy, że się przetrze więc decydujemy się na trasę "po dachu Bieszczad" przez Halicz i Rozsypaniec na Przełęcz Bukowską i starą drogą do Wołosatego. Czas goni, po szlaku płyną rzeki, brodzimy we mgle i błocie, do zachodu słońca coraz bliżej. Pamiętamy historię o wilkach i niedźwiedziach (niestety niczego nie widać z powodu mgły). Do Przełęczy Bukowskiej docieramy kilka minut po zapadnięciu zmroku. Teraz jeszcze tylko 2 godzinki marszu i jesteśmy w domu!

Salamandra
3 dzień: szukamy połączenia do Mucznego. Jest o 14 do Widełek skąd można w 2-3 godziny dojść do Mucznego. Mamy chwilę czasu więc idziemy zobaczyć jak wyglądają koń huculski z bliska. Konie są bardzo towarzyskie i z ciężkim sercem opuszczamy Wołosate. Kierowca z autobusu kojarzy nasze twarze: Co nachodziliście się już? - zagaduje. Jedziemy do Widełek, stamtąd jeszcze 3 godziny szlakiem do Mucznego. Mamy nadzieję, że nie będzie padać. Po drodze spotykamy salamandrę plamistą i oglądamy stanowiska do wypalania węgla drzewnego. Około 19 docieramy do Mucznego i idziemy do Wilczej Jamy na umówiony nocleg. Po wypakowaniu idziemy do gospody w siedlisku Carpatia gdzie liczymy na miejscowe specjału. Na pierwszy ogień idzie pstrąg :-) Rozmawiamy z właścicielami, chcemy się dowiedzieć czegoś o torfowiskach leżących na polsko-ukraińskiej granicy. Właściciel nas objaśnia i na odchodnym daje nam mapę "Na pewno wam się przyda, powodzenia" żegna nas zapraszając następnego dnia. 

Cmentarz w Dźwiniczu
4 dzień: nareszcie nie pada, ładna pogoda, ciepło i słonecznie. Pełni werwy idziemy na torfowiska. po drodze zahaczamy o punkt widokowy z panoramą na szczyty które odwiedziliśmy 2 dnia. Widok piękny - nie możemy odżałować mglistego rajdu po połoninie i postanawiamy ponownie wejść na Tarnicę. Pokrzepieni tym postanowieniem idziemy dalej przez Tarnawę Niżną i dalej wzdłuż Sanu w kierunku jego źródeł. Pogranicze z Ukraina jest niezwykle urokliwym miejscem. Torfowiska są świeżo zagospodarowywane pod turystykę, więc na razie są tam tylko 2 ścieżki, ale dla przyrodnika torfowisko to prawdziwa gratka. Po drodze widzimy wielokrotnie ptaki drapieżne różnego kalibru (ornitologami nie jesteśmy, a zapytać o gatunek tych ptaszysk nie było kogo :-). Na zakończenie dnia idziemy jeszcze na cmentarze pozostałe po wsi Dźwinicz Górny która znajdowała się tu do 1944r. Na drodze spotykamy ślimaka i małe salamandry. Wracamy późnym wieczorem, ale jeszcze na tyle młodym by w gospodzie w Mucznym zjeść smaczną kolacje: sarnina i kotlety. 

Bukowe Berdo
5 dzień: zaczynamy w nocy. Koło 3 budzi nas ujadanie, wycie i skomlenie - echo niesie się po górach. Po 40-50 minutach odgłosy cichną. O 9 wychodzimy na szlak na Bukowe Berdo, na górze wyjaśnia się powód nocnych odgłosów. Na szlaku widać ślady wilczych łap, w kilku rozmiarach i w różnych kierunkach. W jednym miejscu było czuć wyraźny zapach dziczyzny - czyżby ślady nocnej uczty? Docieramy pod Krzemień, poranna mgła zaczyna się przecierać i naszym oczom okazują się upragnione pejzaże. Potem przez przełęcz Goprowców na Tarnicę i Szerokim Wierchem do Ustrzyk Górnych. Nocleg u księdza na plebani i kolacja w wypróbowanym Eskulapie (jemy oczywiście Placek po Bieszczadzku).



Czartoryja - dla uprzedzenia
głupich pytań - diabeł
siedzi na własnym
OGONIE!
6 dzień: poranek zapowiada piękny dzień. Jedziemy do Wetliny, mamy nadzieję zobaczyć Połoninę Wetlińską. W Wetlinie znajdujemy nocleg w ośrodku o dumnej nazwie "Cień PRLu". Warunki fajne, cena odpowiednia :-) Przepakowujemy plecaki i idziemy na szlak. Niestety po drodze zaczyna padać, potem wiać, a potem szlak robi się coraz bardziej błotnisty i szlag nas trafia. Mijamy ludzi zawracających ze szlaku, ale jesteśmy uparci, do Przełęczy Orłowicza dochodzimy mokrzy i z połamanymi  parasolkami. W efekcie lodujemy w Karczmie Czartoryja.








Bieszczadzkie szlaki
7 dzień: atmosfera jak mleko, zimno i pada, ledwo widać druga stronę ulicy. Idziemy na autobus i jedziemy do Polańczyka. Chcemy zobaczyć tamę w Solinie. Polańczyk okazuje się być kurortem dla bogatych emerytów, szlak turystyczny na solińską tamę - spacerem wzdłuż asfaltowej drogi, a tama w Solinie ... (jak pisał poeta "jak tak można pobudować takie g...). Zalew Soliński faktycznie jest ładny, choć z planu żeglarskiego zagospodarowania czasu nic nie wyszło :-(. Wieczorem gościmy jeszcze w Karczmie Zakapiorów gdzie zapoznajemy się z urokami kuchni łemkowskiej. 




Granica polsko-ukraińska
8 dzień: jedziemy do Krakowa. W Krakowie, jak to w Krakowie... z noclegiem problem, ale znajdujemy fajną mete na Bydgoskiej 13 - niby akademik a warunki jak w hotelu :-)
9 dzień: jak to w Krakowie - Pomnik Grunwaldzki, Brama Floriańska, Wawel, Sukiennice, Rynek i bar mleczny. Zapomniał bym... kawa w McDonalds. 
            ...    I do domu. ......


    Bieszczady są fajne - pewnie kiedyś tam wrócimy :-)